23 lutego 2016

Rozdział 55

Na wstępie witam Was po dłuuuuuuugiej nieobecności i jednocześnie przepraszam ale wracam z rozdzialikiem po natchnieniu przez Viks i umieszczeniu przez nią na liście czytanych, za co bardzo dziękuję :) 
Ale oczywiście głównym powodem były Wasze ciepłe komentarze zagrzewające mnie do roboty więc powiedziałam sobie w końcu - Dosyć siedzenia, piszemy !!!

Katniss

Tamten telefon był dla mnie przełomem w życiu od dawna się tak nie cieszyłam.
Ale do rzeczy tamten dzień zapowiadał się tak samo jak kilkanaście wcześniejszych czyli wstajemy i lecimy z Jo omawiać sprawy ślubne a potem spotkanie z Annie i omawianie narodzin dziecka i powiązanych z tym wielu obowiązków i na moje czy ja wiem... dajmy na to szczęście zakupy chociaż gadanie godzinę o jednych bucikach lub śpioszkach potrafi wykończyć.
Dzięki takiemu natłokowi zajęć nie miałam czasu myśleć o problemach i chorobie Peety, starałam się go odwiedzać ale to było naprawdę trudne więc robiłam to dosyć rzadko jednocześnie starając się jednak go nie zostawić bo Hannah mówiła, że bardzo ważnym aspektem leczenia jest wsparcie rodziny w tym przypadku moje i naszych przyjaciół.
Jo pojawia się w szpitalu chyba częściej ode mnie nawet Haymitch ogranicza alkohol do minimum żeby móc się do niego zbliżyć.
Nie ukrywam, że jestem złą żoną ale nie potrafię patrzeć jak cierpi i nie może sobie przypomnieć o czymś co ja pamiętam doskonale.
A wracając do tego co się stało po bardzo męczącej kolacji i rozmowie z dziewczynami na temat jakiejś ślicznej czapeczki-kotka, która trwała rekordowo długo wróciłam zmordowana do domku mamy gdzie znowu pomieszkuję.
Na poczcie głosowej było około 20 wiadomości ze szpitala przestraszyłam się, że może Peecie stało się coś poważnego więc szybko oddzwoniłam Hannah wytłumaczyła mi wszystko, byłam wniebowzięta zapominając o zmęczeniu pojechałam błyskawicznie do szpitala.
- Witaj Katniss, dosyć długo cię nie było.
- Dzień dobry pani doktor, to prawda ale muszę się z nim zobaczyć, chcę wiedzieć jak do tego doszło.
- A więc nie traćmy czasu.
Z duszą na ramieniu weszłam do pokoju odwiedzin.
Pierwszy raz od rozpoczęcia leczenia podbiegł do mnie i przytulił na powitanie.
- Cześć kochanie, tęskniłem nie było cię już tydzień.
Sama nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Udało mi się tylko wykrztusić - Peeta wróciłeś.
Łza szczęścia spłynęła mi po policzku.
- Możesz już wrócić do domu ?
- Pan doktor mi pozwoliła ale...
- Jakie znowu ale ?! - pytam rozzłoszczona.
- Nie chcę jeszcze wracać. Zrozum czuję, że jeszcze nie jestem gotowy, to wszystko co się wydarzyło, dziecko...
- Dziecka w to nie mieszaj - przerywam mu ostro - to nie ty przez ten czas z nim byłeś, wyparłeś się go. - zanim się spostrzegę już wiem, że trafiłam w słaby punkt.
- Wiesz, że żałuję tego co zrobiłem.
- Tak, wiem i przepraszam. Jak to się stało, że wszystko ci się przypomniało ? 
- Twoje wizyty i oczywiście innych tez były bardzo pomocne ale przybory malarskie okazały się najlepszym sposobem na rozwikłanie moich problemów. Kiedy maluję jestem spokojny i mam coś dla ciebie.
Podaje mi spory obraz.
- To nasza pierwsza randka, taka prawdziwa.
- Pamiętam, dałeś mi wtedy bransoletkę...
- A ty nadal ją nosisz - przerywa mi.
- Próbowałam ją zgubić ale się nie udało - mówię żartobliwie ale z przekąsem.
- Czyli chcesz tu jeszcze zostać ? A co ze ślubem Jo i Jack'a, wiesz, że twoja obecność jest dla niej ważna.
- Tak, ale nic ie poradzę na to, że nie czuję się jeszcze na siłach aby wyjść do wszystkich.
- Rozumiem, muszę już iść.
- Katniss... - mówi cicho kiedy chwytam za klamkę.
- Tak ? - ostrożnie się odwracam.
- Możemy się pocałować ? Na pożegnanie ?
Jego pytanie albo prośba jest naprawdę zaskakujące ale z dozą niepewności podchodzę do niego i delikatnie muskam jego ciepłe, miękkie wargi.
Tej bliskości brakowało mi od dawna więc całuję go coraz zachłanniej a on się nie opiera, spod przymkniętych powiek widzę jego rozmarzony wzrok.
Dość niespodziewanie kończę pocałunek i widzę w jego wzroku pożądanie jakiego nie doświadczył od kilku miesięcy.
Przelotnie go przytulam i szepczę do ucha, że niedługo przyjdę znowu i muskam delikatnie płatek jego ucha na co reaguje cichym mruknięciem i wychodzę zostawiając go prawdopodobnie w ekstazie i ekscytacji.
Wracając do domu robię zakupy i rozmyślam o moim ukochanym, całowaliśmy się ostatni raz kilka miesięcy temu a teraz przypomniał sobie co nas łączyło i chce tego doświadczać na co dzień ale nie mogę mu dać zbyt wiele, niech wie, że w domu czeka na niego dużo więcej.
Po powrocie do domu biorę prysznic i kładę się do łóżka.
Otulona jego zapachem czując dotyk jego warg na ustach zasypiam ponieważ jutro kolejny dzień przygotowań.

3 komentarze:

  1. Wiem, wiem. Miałam skomentować wczoraj, ale zaczytałam się w lekturę i zwyczajnie usnęłam! Przepraszam.
    Ale teraz komentuję, bo jest co kochana! Baardzo, ale to bardzo świetny rozdział. A końcówka... Cód-miód-malina! Naprawdę, pod sam koniec się rozpłynęłam.
    Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę miło mi, że przyczyniłam się do twojego ,,natchenia" :D
    Naprawdę, rozdział cudowny!
    U mnie już nowy, bo dziś środa...<3
    powojniekatnisspeeta.blogspot.com
    Viks

    OdpowiedzUsuń