6 marca 2016

Rozdział 57


Katniss
Ostatnio rzadziej spotykałam się z dziewczynami za to coraz częściej z Ross'em na koleżeńskich wypadach czy kawie ale dziś udało mi się umówić z Jo i Annie na przymierzanie sukienek.
- Jo ?
- No co tam ? - widząc mnie wychodząc z przebieralni w nowej sukience oczy jej wyskoczyły z orbit :) - Łołołołoł i jeszcze raz łoł ale ty masz figurę.
- Nie przesadzaj.
- Ja nie przesadzam, wyglądasz rewelacyjnie. Ale jest mały problem - jej twarz od razu pochmurnieje.
- Jaki ?
- Nie możesz mi zawłaszczyć wesela - śmieje się.
- Spadaj, nie zamierzam. A tak na poważnie mam zupełnie inny problem. - tym razem to ja jestem trochę przybita.
- No dawaj. O co chodzi ?
- Peeta jest w szpitalu i kiedy zaczynałam temat wesela on zawsze odpowiadał, że musi jeszcze zostać i nie mam partnera.
- Świat się na facetach nie kończy, przyjdziesz sama i już.
- A może zapytam Ross'a ? Pewnie by się zgodził a ja nie przyszłabym sama.
- Nie, myślę, że to zły pomysł - widziałam jak się denerwuje - Może robiłby sobie nadzieję ? A ty masz Peetę.
- Pomyślę jeszcze. Idę się przebrać.
Po zakupieniu strojów na ślub byłam już prawie gotowa oprócz partnera nie brakowało mi niczego.
Ale ciekawiło mnie dlaczego Johanna odrzuciła mój pomysł z Ross'em tak szybko w końcu zawsze doradzała mi żeby mimo bycia z Peetą czasami się gdzieś wyrwać na przyjacielskie spotkanie z jakimś facetem.
Ale narazie nie mam czasu na zamartwianie się takimi głupotami jak partner bo idę odwiedzić Peetę. 
- Hej, co tam u ciebie ? - od razu się uśmiecha.
- Wszystko w porządku, kiedy wyjdziesz będę miała dla ciebie super niespodziankę.
- Cieszę się ale nie wiem kiedy będę gotowy.
- Rozumiem a jak u ciebie ?
- Jakoś sobie powoli radzę i maluję - kocham ten jego uśmiech, chciałabym znowu się obok niego budzić i zasypiać.
- To dobrze, wiesz kupiłam już sukienkę na ślub Jo i boi się, że ją przyćmię moją urodą.
- No cóż ma ostrą konkurencję.
Na jego słowa lekko się rumienię a zanim się spostrzeżemy nadchodzi wieczór a tym samym koniec wizyt więc ociężale się zbieram i całuję męża na pożegnanie.
- Przyjdziesz jeszcze w tym tygodniu... kochanie ?
- Pewnie, ymm kotku - uśmiecham się.
W bardzo dobrym humorze wracam do mieszkania i od razu uświadamiam sobie, że zapomniałam powiesić obrazu od Peety więc w bardzo szybkim tempie rozpakowuję zakupy i szukam czegoś podobnego do młotka bo gwoździe zostały z montażu mebli.
Niestety nie posiadam tak owego urządzenia więc z pomocą butów jakoś sobie radzę i dzieło Peety zawisa na ścianie w sypialni.
Ten tydzień minął zastraszająco szybko aż przyszedł czas tej pięknej ceremonii, na którą wybrałam się sama.
Siadłam tuż przy ołtarzu bo byłam druhną ale mój spokój zakłócił ktoś kto się do mnie przysiadł.
- Hej, jestem Taylor ale znajomi mówią na mnie Tay - przywitał się.
- Jestem Katniss i mam męża miło cię poznać Tay - odparłam w duchu się śmiejąc z jego miny.
- Wzajemnie, wiesz chyba brat mnie woła - tłumaczy i ucieka.
Ceremonia się rozpoczyna i kończy bardzo szybko, właściwie bez problemów oprócz takich szczegółów jak zgubiona obrączka ale wszystko dobrze się kończy i jedziemy na wesele trochę poszaleć.
Siedzę przy stoliku z moimi przyjaciółmi.
Ale przychodzi czas na pierwszy taniec i oczywiście wszystko jest idealnie tak jak marzyli.
Dołączają do nich inni a ja przyglądam się wirującym na parkiecie parom dopóki ktoś nie zapyta - Podarujesz mi ten taniec Katniss ? - ten głos, który słyszę tak rzadko i tak mi brakuje.
- Tobie zawsze. - odpowiadam ze łzami w oczach, odwracam się i przytulam Peetę.
- To co idziemy zatańczyć ?
- Jasne - łapię go za rękę i prowadzi mnie na parkiet.
Kiedy wszyscy spróbowali procentów impreza rozkręciła się na dobre więc zostaliśmy do rana i przy okazji odwieźliśmy bezpiecznie do domu nawalonych małżonków.
Szczerze nie wierzyłam nawet, że dotrą z samochodu do drzwi wejściowych ale cudem im się to udało.
- Cieszę się, że przyszedłeś. - mówię kiedy jesteśmy już sami i jedziemy taksówką do domu.
Nawet mu jeszcze nie powiedziałam.
- Nie mogłem przegapić okazji na taką imprezę w końcu się nie powtórzy.
- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Nie mogłem się doczekać w szpitalu aż powiesz mi o co chodzi.
- Zobaczysz, już niedługo.
Ma zdziwiona minę kiedy dojeżdżamy prawie na plażę i wchodzimy do wieżowca.
- Idziemy do twoich nowych znajomych ?
- Nie. - uśmiecham się i zaczynam biec na górę a Peeta mnie goni.
- Mam cię. - krzyczy przed drzwiami do mieszkania a ja stresuję się i szukam kluczy.
Peeta całuje mnie po karku i przytula stojąc za mną.
W końcu otwieram i szybko wchodzimy do środka nie zaprzestając czułości.



Powoli kierujemy się w stronę sypialni, można powiedzieć, że ciągnę go za sobą między pocałunkami się uśmiechając.
Nigdy tak za nim nie tęskniłam, po jego gwałtownych ruchach wiem, że czuje to samo co ja.
Jesteśmy już przy łóżku.
Nagle mój facet niespodziewanie mnie podnosi rzucamy się na łóżko.

Szybkimi ruchami pozbywamy się zbędnych teraz ubrań kiedy siadam na Peecie na chwilę zastygamy w bezruchu i przyglądamy się sobie wzajemnie.
 Jednak zaraz wracamy do namiętnych pocałunków i tego co przerwaliśmy.


Zanim się spostrzegliśmy było już rano a my leżeliśmy przytuleni do siebie i opowiadaliśmy sobie o wszystkim co się stało przez minione dni.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też Peeta - nawet nie wiesz jak wariacie dopowiadam w myślach.



Na chwilę udało nam się zasnąć ale koło 9:00 obudził nas dzwonek do drzwi.
- Ja pójdę - powiedział Peeta i wstał.
- Może się ubierzesz ?
Na moje pytanie machnął ręką i uśmiechnięty wyszedł.
Nie minęło dużo czasu jak usłyszałam krzyki i nerwowe kroki, teraz cieszę się, że zaczęłam wcześniej się ubierać i miałam na sobie bieliznę i koszulę Peety.
Bo do pokoju wparował Ross.
- Co tu... - niestety nie dał mi dokończyć.
- To co jemu wolno chodzić w samych gaciach ?! A mi bez koszulki nie ?!
- Po pierwsze co ty tu do cholery robisz ?! A po drugie tak bo to mój mąż !
- Katniss kto to ?
- Nasz sąsiad Ross.
- Ja... przecież... ty flirtowałaś ze mną... i - jąka się nasz nowy sąsiad.
- O czym on mówi ?
- Sama nie wiem, widzieliśmy się tylko kilka razy.
- Może sobie to kiedyś wyjaśnimy. - mówi wkurzony i wychodzi.

                                                                              

 Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał chociaż sama nie jestem z niego bardzo zadowolona :)

28 lutego 2016

Rozdział 56

Katniss

 Obudziłam się dosyć wcześnie co rzadko mi się zdarza jak mam być ze sobą szczera ale cóż każdemu się zdarza powiedziałam sobie i na samą myśl o wczorajszym dniu się uśmiechnęłam i zerwałam z ciepłego łóżka, które niestety kojarzyło mi się z nieprzyjemnymi wspomnieniami.
Można nawet powiedzieć, że z tego pokoju bardzo chętnie uciekałam i niechętnie powracałam po tym co się tu stało w kwietniu ale od dawna planuję przeprowadzkę i to bynajmniej nie z powrotem do Dwunastki, za którą już się zdążyłam stęsknić.
 Odrzucając od siebie inne myśli skupiłam się na uczesaniu i lekkim makijażu, który robię już nie okazyjnie a codziennie od kiedy jakieś dziecko na mój widok się rozpłakało myśląc przez moje cienie pod oczami i bladą twarz, że jestem zombie.
Teraz potrafię się z tej sytuacji śmiać ale wtedy do śmiechu mi nie było. 
Szybkie śniadanie i spotkanie z Michelle agentką nieruchomości.
Skoro mam trochę oszczędności chcę je zainwestować w coś pożytecznego to znaczy wspieramy już różne organizacje ale i tak nam starcza z  Peetą pieniędzy więc dlaczego nie miałabym kupić przytulnego domku albo jakiegoś mieszkania w końcu zostanę tu jeszcze jakiś czas a u mamy po stracie dziecka nie potrafię już normalnie funkcjonować i to ona podsunęła mi ten pomysł. 
Po dość długim zastanowieniu wybrałam mieszkanie w bloku bardzo blisko plaży, właściwie nie kierowałam się swoimi czynnikami czyli rozmieszczeniem sklepów i takie tam tylko pomyślałam, że Peecie na pewno spodoba się ten widok, który swoją drogą zawsze zapierał mi dech w piersiach.
Podpisałam z Michelle umowę i dałam jej zaliczkę.
Mieszkanie było nowocześnie wykończone ale meble do sypialni i salonu musiałam jeszcze zakupić, nie miałam na szczęście tego problemu nie miałam w przypadku kuchni i łazienki, które były urocze.
Po dokładnym obejrzeniu mieszkania zadzwoniła do mnie Johanna i umówiłyśmy się na lunch.
- Hej, jak tam plany od wczoraj coś się zmieniło ? - spytałam.
- Cześć, właściwie to sporo mamy już prawie wszystko ustalone. Jeszcze tylko wybór sukni ślubnej i tortu a potem nauka tańca.
- Tylko wybór sukni ślubnej ?! Tylko !!! To bardzo ważne. - zaczynam gadać jak Effie ale trudno - musisz wszystkich olśnić,
- Dobra, dobra - mruknęła jedząc sernik.
- I przechodzisz na dietę - powiedziałam zabierając jej ciastko i powoli je przeżuwając żeby trochę się podroczyć.
- Dieta nie wchodzi w grę, nie zgadzam się.
- Nie masz nic do gadania tak samo jak ja przed moim ślubem - powiedziałam z wyższością.
- Wiesz, że cię nienawidzę ?
- Ja cię też kocham - odpowiedziałam na zaczepkę z szerokim uśmiechem, dopiłam kawę i rozpoczęłam nowy temat.
- Jo, kupiłam mieszkanie.
- Gdzie ? - zapytała myśląc o niebieskich migdałach.
- Na Księżycu. - odpyskowałam przewracając oczami.
- Drogie było ?
- Tak, trochę.
- No to szczęścia z nim życzę.
- Co ty bredzisz ?
- Co ?
- Znowu mnie nie słuchasz.
- Sorki, tylko trochę.
- Pomożesz mi wybrać meble i je urządzić ?
- Masz nowy dom ?
- Dopiero ci powiedziałam, że kupiłam mieszkanie.
- Dobra, pomogę ci. Zbieraj się.
- Gdzie ?
- Do sklepu.
- Okay.
Mój nowy domek po dzisiejszych zakupach był cały w kurzu i wiórach po montażu mebli. 
Oczywiście nie zabrakło jakiś bzdetów i ozdób ale kupiłam też jakieś akcesoria kuchenne, jedzenie i akcesoria typu ręczniki.
Później zabrałyśmy moje rzeczy od mamy i już w jeden dzień kupiłam, wyposażyłam i zamieszkałam w nowym domu.
Naprawdę mi się podobało, Jo też była zadowolona z efektu.
















To mieszkanie było naprawdę przytulne i nowoczesne, podobała mi się wizja przybycia tutaj z mężem ale na jego wspomnienie humor mi się trochę popsuł.
Dobrze, że był już w lepszej formie ponieważ mimo pozorów bardzo się nim przejmowałam i nie chciałam aby cierpiał.
Dzisiaj przychodzą dziewczyny na babski wieczór ale oficjalna domówka odbędzie się po powrocie Peety ze szpitala. 
Przy robieniu dla mnie i dziewczyn kolacji zdjęłam obrączkę żeby jej przypadkiem nie zgubić w końcu była dla mnie bardzo ważna.
Zmieniłam ubranie na wygodniejsze i odrobinę podkreślające moją figurę, chociaż zdziwiłam się bo bluzka wydawała się mnie opinać bardziej niż ostatnio, po chwili usłyszałam pukanie do drzwi więc moje przemyślenia mi umknęły.
Myśląc, że to dziewczyny bez wahania od razu je otworzyłam i się uśmiechnęłam ale doznałam szoku to był jakiś mężczyzna na oko w moim wieku i nawet przystojny.
- W czym mogę pomóc - zapytałam oficjalnie.
- Hej, jestem Ross, zobaczyłem cię dzisiaj jak wchodziłaś do mieszkania a potem ekipę z meblami i pomyślałem, że się przywitam.
- Och, to miło z twojej strony.
- Mam ciasto jak zwyczaj nakazuje - zabójczo się uśmiechnął.
- Proszę wejdź.
- Dziękuję.
- Wiesz spodziewam się gości ale jeśli nie będę miała nic przeciwko jeśli dołączysz.
- Tym razem to miło z twojej strony, nie będę ci długo zawracał głowy... yhhh właściwie nie wiem jak masz na imię.
- No tak. Jestem Katniss Everdeen to znaczy Mellark - jeszcze się nie przyzwyczaiłam.
- Podwójna osobowość jesteś jakąś agentką ? - zaśmiał się mój gość.
- Nie - zbyłam temat mojej pomyłki, nie chciałam myśleć o chorym Peecie, zdziwiło mnie także, że nie wiedział kim jestem.
 Czym się zajmujesz ? - zapytałam aby zmienić temat.
- Jestem architektem, zaprojektowałem ten budynek. - w jego głosie wyczułam dumę.
- Jest naprawdę zachwycający i nowoczesny ale nie dlatego go wybrałam.
- Więc dlaczego ?
- Ponieważ mój... - przerwał mi dzwonek do drzwi. - przepraszam, pójdę otworzyć.
Pobiegłam do przedpokoju.
- Cześć.
- No hej, ale się odwaliłaś jakbyś na dyskotekę wychodziła albo kogoś wyrwać.
- Cicho, zachowuj się tam jest jakiś koleś. Mój nowy sąsiad. - odpowiedziałam na pytającą minę przyjaciółki.
- Ross poznaj Johannę i Annie.
- Hej, miło was poznać. - przywitał je z uśmiechem a one stały oczarowane przystojnym mężczyzną.
- Może usiądziemy ? - zaproponowałam żeby rozładować napięcie.
- Jasne.
Wieczór minął w bardzo miłej atmosferze ale niedługo po kolacji nasz nowy znajomy opuścił mój dom.
- Niezłe z niego ciacho gdyby nie Jack brałabym - trochę za głośno gadała Jo ale to normalne kiedy jest pijana.
Pewnie tez bym była w jej stanie gdyby nie bóle brzucha, których ostatnio doświadczam, Annie również ze względu na ciążę była trzeźwa i zabierała Jo do domu.
- Dzięki za miły wieczór - powiedziałam im na odchodne i zamknęłam drzwi.
Wzięłam prysznic ale myjąc zęby niestety w samym ręczniku ktoś zadzwonił dzwonkiem, pospiesznie otworzyłam drzwi.
- Hej, przepraszam, że cię tak nachodzę Katniss ale pomyślałem, że może jeśli miałabyś ochotę pogadać to wpadniesz jutro na kawę z rana albo po prostu na śniadanie. Chodzi mi o sąsiadów, wiesz kilku trzeba unikać - łobuzersko się do mnie uśmiechnął.
- Jasne dlaczego nie ? Będę około 9:00  a teraz dobranoc jestem zmęczona i zaraz się kładę.
- Oczywiście, jeszcze raz przepraszam za najście.
Zamknęłam drzwi i niewiele myśląc ubrałam pidżamę i położyłam się spać.

Peeta trzymał mnie za rękę spacerowaliśmy po plaży i oglądaliśmy piękny zachód słońca.
Usiedliśmy na piasku i wziął mnie w swoje ramiona czułam się bezpiecznie i byłam po prostu szczęśliwa.
Ale dopiero teraz zauważyłam zaokrąglony brzuch, aż tak nie mogłam przytyć !!!
Wtedy odezwał się Peeta.
- Ciesze się, że będę ojcem.
- A ja matką.
- Czekaliśmy tak długo.
- Ale nareszcie nasze marzenie się spełni.
- Kocham Was.
- A my Ciebie. 
Noc była spokojna i obudził mnie szum morza dający się słyszeć przez uchylone okno.
Żadnego koszmaru tylko bardzo radosny sen, to mnie aż zdziwiło ale może mój mózg znormalniał.
Mimowolnie się śmieję, zdarza mi się to coraz częściej od kiedy jestem z Peetą.
Zmienił mnie nie da się ukryć, nie jestem tą nachmurzoną i wkurzoną Katniss Everdeen, jestem prawie szczęśliwą Katniss Mellark, która niestety ma ostatnio problemy ale z dumą się z nich wykaraska.
Bez większych problemów zebrałam się i wyszłam na śniadanie do nowego sąsiada.
Zapukałam i otworzył mi... BEZ KOSZULKI !!!
- Dzień dobry.
- Cześć - weszłam nie patrząc na niego.
- Jak spałaś ?
- Dobrze.
- Coś ci się śniło ?
- Jakieś głupoty. Dlaczego pytasz ? - powiedziałam upijając łyk kawy, nie dorastała do pięt tej, którą robił mi Peeta.
- Podobno sny w nowym miejscu się spełniają, to znaczy są prorocze.
Na tę myśl się uśmiechnęłam.
- Dlaczego się śmiejesz ?
- Bo w ogóle się mnie nie wstydzisz - odpowiadam zadziornie jak mam w zwyczaju.
- To znaczy ? - pyta z błyskiem zainteresowania w oku.
- Chodzisz dumny jak paw bez koszulki.
- Och, przeszkadza ci to ? - rumieni się lekko.
- Nie jedno już widziałam - odpowiadam.
Chłopak wkłada pierwszą bluzę jaką ma w szafie i szybko zapina.
Szybko kończę rogalika i kawę, zabieram swoje rzeczy dziękując i wychodzę.
Właściwie każdy mój dzień wyglądał podobnie aż do tygodnia przed ślubem Jo i Jack'a.
                                                                               

Witam Was bardzo serdecznie po niecałym tygodniu wracam z nowym rozdziałem.
Strasznie się martwię bo nie wiem ile osób jeszcze czyta mojego bloga.
W ankiecie zagłosowało prawie 60,
Komentarzy po ostatnim postem było 3 (za które serdecznie i z całego serducha dziękuję Viks- za jej długi motywujący komentarz i MOni oraz Nacie M - za krótkie ale równie ważne komentarze)
A wracając do tematu odwiedzin było naprawdę sporo 50-100 dziennie więc kto to nabija ?
Proszę Was o chociaż mały komentarz, że czytacie :)
To dla mnie ogromnie ważne.
Komentarze dodajemy tam na dole ;)

23 lutego 2016

Rozdział 55

Na wstępie witam Was po dłuuuuuuugiej nieobecności i jednocześnie przepraszam ale wracam z rozdzialikiem po natchnieniu przez Viks i umieszczeniu przez nią na liście czytanych, za co bardzo dziękuję :) 
Ale oczywiście głównym powodem były Wasze ciepłe komentarze zagrzewające mnie do roboty więc powiedziałam sobie w końcu - Dosyć siedzenia, piszemy !!!

Katniss

Tamten telefon był dla mnie przełomem w życiu od dawna się tak nie cieszyłam.
Ale do rzeczy tamten dzień zapowiadał się tak samo jak kilkanaście wcześniejszych czyli wstajemy i lecimy z Jo omawiać sprawy ślubne a potem spotkanie z Annie i omawianie narodzin dziecka i powiązanych z tym wielu obowiązków i na moje czy ja wiem... dajmy na to szczęście zakupy chociaż gadanie godzinę o jednych bucikach lub śpioszkach potrafi wykończyć.
Dzięki takiemu natłokowi zajęć nie miałam czasu myśleć o problemach i chorobie Peety, starałam się go odwiedzać ale to było naprawdę trudne więc robiłam to dosyć rzadko jednocześnie starając się jednak go nie zostawić bo Hannah mówiła, że bardzo ważnym aspektem leczenia jest wsparcie rodziny w tym przypadku moje i naszych przyjaciół.
Jo pojawia się w szpitalu chyba częściej ode mnie nawet Haymitch ogranicza alkohol do minimum żeby móc się do niego zbliżyć.
Nie ukrywam, że jestem złą żoną ale nie potrafię patrzeć jak cierpi i nie może sobie przypomnieć o czymś co ja pamiętam doskonale.
A wracając do tego co się stało po bardzo męczącej kolacji i rozmowie z dziewczynami na temat jakiejś ślicznej czapeczki-kotka, która trwała rekordowo długo wróciłam zmordowana do domku mamy gdzie znowu pomieszkuję.
Na poczcie głosowej było około 20 wiadomości ze szpitala przestraszyłam się, że może Peecie stało się coś poważnego więc szybko oddzwoniłam Hannah wytłumaczyła mi wszystko, byłam wniebowzięta zapominając o zmęczeniu pojechałam błyskawicznie do szpitala.
- Witaj Katniss, dosyć długo cię nie było.
- Dzień dobry pani doktor, to prawda ale muszę się z nim zobaczyć, chcę wiedzieć jak do tego doszło.
- A więc nie traćmy czasu.
Z duszą na ramieniu weszłam do pokoju odwiedzin.
Pierwszy raz od rozpoczęcia leczenia podbiegł do mnie i przytulił na powitanie.
- Cześć kochanie, tęskniłem nie było cię już tydzień.
Sama nie wiedziałam co mam powiedzieć.
Udało mi się tylko wykrztusić - Peeta wróciłeś.
Łza szczęścia spłynęła mi po policzku.
- Możesz już wrócić do domu ?
- Pan doktor mi pozwoliła ale...
- Jakie znowu ale ?! - pytam rozzłoszczona.
- Nie chcę jeszcze wracać. Zrozum czuję, że jeszcze nie jestem gotowy, to wszystko co się wydarzyło, dziecko...
- Dziecka w to nie mieszaj - przerywam mu ostro - to nie ty przez ten czas z nim byłeś, wyparłeś się go. - zanim się spostrzegę już wiem, że trafiłam w słaby punkt.
- Wiesz, że żałuję tego co zrobiłem.
- Tak, wiem i przepraszam. Jak to się stało, że wszystko ci się przypomniało ? 
- Twoje wizyty i oczywiście innych tez były bardzo pomocne ale przybory malarskie okazały się najlepszym sposobem na rozwikłanie moich problemów. Kiedy maluję jestem spokojny i mam coś dla ciebie.
Podaje mi spory obraz.
- To nasza pierwsza randka, taka prawdziwa.
- Pamiętam, dałeś mi wtedy bransoletkę...
- A ty nadal ją nosisz - przerywa mi.
- Próbowałam ją zgubić ale się nie udało - mówię żartobliwie ale z przekąsem.
- Czyli chcesz tu jeszcze zostać ? A co ze ślubem Jo i Jack'a, wiesz, że twoja obecność jest dla niej ważna.
- Tak, ale nic ie poradzę na to, że nie czuję się jeszcze na siłach aby wyjść do wszystkich.
- Rozumiem, muszę już iść.
- Katniss... - mówi cicho kiedy chwytam za klamkę.
- Tak ? - ostrożnie się odwracam.
- Możemy się pocałować ? Na pożegnanie ?
Jego pytanie albo prośba jest naprawdę zaskakujące ale z dozą niepewności podchodzę do niego i delikatnie muskam jego ciepłe, miękkie wargi.
Tej bliskości brakowało mi od dawna więc całuję go coraz zachłanniej a on się nie opiera, spod przymkniętych powiek widzę jego rozmarzony wzrok.
Dość niespodziewanie kończę pocałunek i widzę w jego wzroku pożądanie jakiego nie doświadczył od kilku miesięcy.
Przelotnie go przytulam i szepczę do ucha, że niedługo przyjdę znowu i muskam delikatnie płatek jego ucha na co reaguje cichym mruknięciem i wychodzę zostawiając go prawdopodobnie w ekstazie i ekscytacji.
Wracając do domu robię zakupy i rozmyślam o moim ukochanym, całowaliśmy się ostatni raz kilka miesięcy temu a teraz przypomniał sobie co nas łączyło i chce tego doświadczać na co dzień ale nie mogę mu dać zbyt wiele, niech wie, że w domu czeka na niego dużo więcej.
Po powrocie do domu biorę prysznic i kładę się do łóżka.
Otulona jego zapachem czując dotyk jego warg na ustach zasypiam ponieważ jutro kolejny dzień przygotowań.

20 stycznia 2016

Rozdział 54

Katniss

Bo widok Jo siedzącej przy lodówce z miną mordercy i wpierdzielającej ( inaczej nie sposób tego nazwać ) wszystko co jej wpadło w ręce.
- Porąbało cię ?!
- Mnie ?
- A co to ja wpieprzam po nocy czekoladę i mówię innym, że są grubi i powinni schudnąć ?!
- Każdy ma chwilę słabości... Z resztą nie masz prawa mnie oceniać.
- Coś nie tak z Jack'iem ?
- Nie, właśnie wszystko w porządku - mówi zrozpaczonym głosem.
- To o co chodzi ?
- On... On mi się oświadczył... - całkiem się rozkleja.
- Odmówiłaś ? - pytam całkiem zszokowana.
- Powiedziałam przepraszam i wybiegłam z restauracji.
- Oświadczył ci się na kolacji ?
- Tak i wszystko było idealnie tylko ja to zepsułam.
- Nie mów tak. Masz z nim kontakt ?
- Dzwonił mnóstwo razy ale nie odbierałam a u twojej mamy spotkaliśmy się przypadkiem.
- Nie rycz tutaj tylko zbieraj cztery litery i do niego jedziemy.
- Ale z ciebie poetka. Chwileczkę. Teraz ?!
- A kiedy ? Kochasz go ?
- No... tak.
- Wkurza cię ?
- Na okrągło.
- Akceptujesz go a on ciebie ?
- No niby tak ale...
- Ale to może być tylko jedno. Do łazienki.
Od kiedy wpadłam z Peetą noszę przy sobie test "na wszelki wypadek".
- To niemożliwe.
- Też tak mówiłam.
- Zabezpieczaliśmy się.
- Nie zaszkodzi sprawdzić.
Johanna w ciąży nie była i postanowiła pojechać do swojego chłopaka a właściwie ja postanowiłam a ona miała opcję zostać zamknięta bez jedzenia u mnie w domu aż wrócę albo jechać.
Tak więc spakowałam obrazy dla Peety i ruszyłam w drogę powrotną.
- Hej, jak go kochasz to się zgódź nie ma się nad czym zastanawiać.
- Nie, myślę o tym jaka głupia byłam, że mu nie odpowiedziałam od razu.
- Nie zaprzeczę - śmieję się poprawiając jej tym samym humor.
- Widzisz, Uśmieszniesz się do niego i powiesz, że chcesz przyjąć zaręczyny i po sprawie.
- Łatwo powiedzieć masz to za sobą.
- Tak i odpowiedziałam Peecie przy całej rodzinie a ty będziesz z nim sama.
- Okej wygrałaś.
- Nie marudź. Tak to z siekierą lata a o zaręczyny się boi.
- Mądrala się znalazła.
W przyjemnej atmosferze dojeżdżamy do domu Jack'a.
- To spadaj, ja zaraz przyjdę tylko zaparkuję.
- Dobra.
Tak naprawdę staję niedaleko i obserwuję sytuację.
Jo puka do drzwi i naszym oczom ukazuje się jakaś laska w przykrótkiej pidżamce.
Jestem w szoku i Jo na pewno też.
Wybiegam z samochodu żeby przypadkiem jej nie pobiła.
- Dobry wieczór. Jest Jack ? - pytam bardzo grzecznie.
- Tak, bierze prysznic a o co chodzi ?
Widząc minę Jo mocniej ją odpycham od dziewczyny.
- Koleżanka musi z nim porozmawiać.
- Dobra to wchodźcie. Chcece herbaty albo kawy czy coś ?
- Nie, dziękujemy.
- Spoko a tak wogóle jak się nazywacie ?
- O Jack możemy pogadać ? - po raz pierwszy odzywa sie Jo.
- Jo ?
- Na to wygląda. - łapie go za rękę i wyprowadza z pokoju.
Zostaję sama z tą panną.
- Ykhym jestem Katniss jesli o to pytałaś a ty to ?
- Jestem Jenna siostra Jack'a. - usmiecha się słodziutko.
- Siostra ? Przepraszam na chwilę. - i wybiegam jak oparzona zanim Jo zrobi coś Jack'owi za ''zdradę''.
- Jo !!!
Ale słyszę już jak go wyzywa.
- Chodź tu w tej chwili !
- Co chcesz nie widzisz, że mu wytykam zdradę z jakąś zdzirą ?!
- To jego siostra więc idź go przeproś.
- Co ? Kto ? Jak ?
- Przeproś go.
- Dobra.
Kilka minut później wszystko się wyjaśniło Jo jest oficjalnie zaręczona i postanowiła zostać u Jack'a na noc więc samotnie jadę do szpitala aby zostawić Peecie obrazy.
Kilka dni później dostaję niesamowity telefon.


12 stycznia 2016

Rozdział 53

Bardzo Was przepraszam za brak rozdziałów ale miałam mnóstwo popraw na semestr i szlaban, który nie sposób wyminąć. 
Wybaczcie proszę :(

Katniss


Nie męczy mnie poczucie winy po tym jak zostawiam Peetę samego z wiadomością o śmierci moj... naszego dziecka, które postanowił zaakceptować.
Nadal czuje pustkę pod sercem ale staram się myśleć, że może byłoby chore a teraz tam gdzie jest będzie mu lepiej, zajmie się nim ktoś kto się na tym zna w przeciwieństwie do mnie.
Na tę myśl nawet się uśmiecham.
Tam będzie szczęśliwe.
Kiedy byłam w ciąży Annie, Finnick i moja mama bardzo przejęli się nowymi rolami co prawda tylko oni bo inni mieli się dowiedzieć na rodzinnej kolacji gdy Peeta przyzna się do ojcostwa a skoro do tego nie dojdzie to te wszystkie ubranka i zabawki muszę schować.
W tym celu pojadę do Dwunastki, na stare śmieci i może w końcu zaopiekuję się tym zapchlonym kocurem.
Myśląc nad planami wchodzę do domu.
Ku mojemu zaskoczeniu jest tam strasznie głośno a na mój widok jak się okazuje wszyscy goście milkną.
Myśląc goście mówię sobie w głowie  o wszystkich, których znam trochę lepiej czyli Jo, Annie, Finnicku, Mischon, Effie i Haymitchu a nawet Jacku czyli miłości Johanny.
- Cześć - dukam i wychodzę odstawić kilka kupionych rzeczy do kuchni i wracam do salonu.
- Nad czym tak dyskutowaliście ? - pytam aby przerwać ciszę.
- Tak o podróży i innych bzdetach... - odpowiada pośpiesznie Jo.
Atmosfera jest dziwnie napięta.
A mi zbierają się drobne łezki, które skrzętnie ukrywam kiedy patrzę na wystający już brzuch Annie, który ostentacyjnie pokazuje pod obcisłą bluzką.
Odpędzam od siebie zazdrość i staram się do niej uśmiechnąć.
Ale na widok mojej miny odwraca głowę.
- Co słychać u Peety - zadaje mi pytanie Haymitch.
A ja z nadal nieustającym wyrzutem odpowiadam - to ty powinieneś to wiedzieć lepiej w końcu go tam zwiozłeś.
- Skarbie nie denerwuj się.
- Jak mam się nie denerwować skoro Gale opowiada mu w szpitalu kłamstwa o jakich nawet bym nie pomyślała.
- Gale ?! - mówią zgodnym chórem wszyscy oprócz mojej mamy i Mischon, które wiedziały o jego pobycie w szpitalu.
- Dobrze słyszeliście sąd kazał mu się leczyć.
- Katniss naprawdę nam przykro, że Peetę to spotkało ale każdy z nas tak samo cierpi. - Annie stara się mnie pocieszyć i ma racje nie tylko ja jestem pokrzywdzona.
- Nie tylko on był tam więziony. - burczy pod nosem Jo.
- Przepraszam ale dzisiejsza wizyta mną wstrząsnęła. Przepraszam - powtarzam i wychodzę.
Słysze za sobą szepty a zaraz po tym kroki.
- Hej, ciemna maso !
- Jo przykro mi, że Snow was skrzywdził ale chcę być sama - staram się być delikatna tak jak Peeta ale do niej to nie dociera w końcu to Johanna Uparta.
- Co z nim ?
- Przypomniał sobie, że jestem jego żona i sama wiesz co. - to dość istotny szczegół ale wstyd mi o nim tak otwarcie mówić.
- Uuu musiało być ostro skoro to pamięta - żartuje Johanna.
- Nie tak jak w windzie - odpyskowuję.
- No w końcu jesteś tą starą, nadętą i wkurzoną Katniss jaką lubię. 
- No nie sądziłam, że to kiedyś od ciebie usłyszę.
- Widzisz cuda się zdarzają a więc jest szansa i dla Peety.
- Dzięki - tylko tyle mogę powiedzieć z wdzięczności. 
To takie żarty ale pomagają.
- Spoko a co teraz planujesz ?
- Mam zamiar wrócić do siebie, odpocząć i pozbyć się tych dziecię... - przeklinam się w duchu za swoją gadatliwość.
- Miałaś zamiar powiedzieć dziecięcych ? Jakich dziecięcych ?
- To już nieważne - staram się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji ale nie potrafię.
- Katniss o czym ja nie wiem ?
- Byłam w ciąży...
- Jak to byłaś ?
- Już nie jestem - odpowiadam odwrócona plecami ze łzami w oczach.
- Poroniłaś ? - pyta cicho.
- Dwa tygodnie temu.
Już o nic nie pyta tylko mnie przytula.
- Nie jesteś sama. Masz rodzinę czyli nas.
- Wiem...
- Pojadę z tobą schować rzeczy, które ci... przeszkadzają. - kończy z dozą niepewności.
- Chcę się spakować, pożegnać z resztą i wyjechać.
- Jasne już cię pakujemy.
Po kilkunastu minutach wszystkie rzeczy są spakowane w samochodzie a ja żegnam moją rodzinę i razem z Johanną wyjeżdżamy.
Podróż mnie nie męczy ale dodaje mi energii.
Kiedy tam dojadę wspomnienia o dziecku nie będą już tak intensywne bo nie spędziłam tam z nim ani jednej chwili.
Johanna wyręcza mnie i zanosi wszystkie dziecięce zabawki i akcesoria na strych czyli w miejsce, w które nikt nie będzie zaglądał.
Ku mojemu zdziwieniu dodatkowo coś znosi ale nie mam ochoty wiedzieć co to.
- Nie smuć się tylko chodź zobaczyć jakie fantazje ma twój facet - śmieje się Jo i prawie przewraca gdy daję jej sójkę w bok.
- Fantazje ?
- Chyba bardziej go kręcisz jako żołnierz i trybut niż żona. - nadal nabija się Johanna.
- Zamkniesz się czy mam ci pomóc ? Oddawaj mi to.












- To była taka sesja ? Czekam na szczegóły. - mówi Jo już spokojniej.
- Może raz mu pozowałam ale reszta... To musza być przebłyski wspomnień. Starał się je uwiecznić na płótnie żeby odróżnić fałsz od rzeczywistości.
- No to brzmi logicznie. W końcu są też obrazy z dwunastki i aren.









- Chciał sobie wszystko przypomnieć. - jestem wzruszona staraniami Peety.
- A tu jest coś jeszcze.
- Pokaż.
- Tego nie malował sam.
I w tym momencie przypominam sobie jak szkicowałam a właściwie bazgrałam portret męża a wtedy jeszcze narzeczonego kiedy mi się nudziło.
- Johanno Manson masz mi to w tej chwili oddać.
- A jak nie to co ?
- Bo w innym wypadku śpisz na dworze.
- Zołza z ciebie ale i tak zdążyłam się przyjrzeć.
- Och, dawaj to idiotko. - naprawdę mnie wkurzyła.



- Bardzo ładnie rysujesz nie masz co się wstydzić. Peecie by się spodobało.
- To genialny pomysł !
- Co ? Znaczy ja mam tylko genialne pomysły ale rozwiń swoją wypowiedź.
- Zawieziemy Peecie te obrazy i wszystkie akcesoria do malowania. - tłumaczę rozpromieniona.
- No jasne to może mu pomóc.
- Szybko do samochodu.
- Wow, wow, wow dziewczyno porąbało cię zaraz noc nie wpuszczą cie na salę jak tam dojedziemy.
- No to z rana wyjeżdżamy.
- A ja pójde się kimnąć w gościnnym.
- Rób co chcesz abyś nie hałasowała.

Kilka godzin później - śroodek nocy

Budzą mnie jakieś hałasy.
Jestem naprawdę przerażona, a co jeśli to włamywacz ?
- Po cichu wychodzę na korytarz i z półki biorę jakiś metalowy przedmiot.
Jakąś pamiątkę albo rzeźbę.
Im bliżej kuchni się znajduję tym hałas jest głośniejszy.
Ostatnim razem kiedy ktoś się włamał i był w kuchni zaatakowano Peete a tym kimś był Gale więc sama nie wiem czego się mam spodziewać.
Ale kiedy wbiegam z wojowniczym  okrzykiem do kuchni totalnie odbiera mi mowę bo takiego czegoś w życiu nie widziałam... 

W komentarzu koniecznie napiszcie co mogło tak zaskoczyc nasza Katniss i jakie są Wasze teorie na ten temat.

Rozdział 52

Życzę Wam wszystkiego igrzyskowego na Nowy Rok. 
Bawcie się dobrze w Sylwestra ;)

Katniss

Przez miesiąc byłam przybita i bardzo schudłam, podkrążone oczy były skutkiem przepłakanych, nieprzespanych nocy.
Mimo wsparcia bliskich ciężko znosiłam odrzucenie Peety.
Bez nich na pewno byłoby gorzej.
Ale czy mogło być gorzej ?
To stało się 13 kwietnia w piątek.
Nadal nie mogę uwierzyć, że ta cała paplanina o pechu w ten dzień jest prawdziwa ale doświadczyłam tego na własnej skórze więc teraz już to wiem.
Zaczęłam dzień od nieudanych zakupów bo nawalił mi samochód.
Ale jestem Katniss Mellark więc nie poddając się poszłam piechotą
i wróciłam z kilkoma wielkimi siatkami i od razu się położyłam przez ból brzucha.
Później to minęło a mama skwitowała to wnioskiem, że po prostu jestem głodna i rzeczywiście trochę byłam i zbagatelizowałam to.
Obejrzałam nudny film i poszłam się wykąpać ale jak się okazało jest awaria i ciepłej wody brak.
Chcąc nie chcąc musiałam iść spać bez cieplutkiego prysznica.
Ale jeszcze kilka godzin później obudził mnie ostry ból w okolicach podbrzusza.
Chciałam wyjść do toalety więc odsłoniłam kołdrę i po prostu krzyknęłam nie wiedziałam jak mam zareagować.
Przybiegła mama i kazała mi nie patrzeć na łóżko ale ja nadal mam ten obraz przed oczami. 
To było po prostu morze krwi.
W łazience przebrałam się i nie wróciłam już do łóżka mama nawet mnie o to nie prosiła. 
Chciała tylko wiedzieć, który to tydzień.
Resztę nocy spędziłam na kanapie.
Na następny dzień powiadomiłam o tym Hannah.
Około dwóch tygodni później odebrałam telefon od niej.
Powiedziała, żebym odwiedziła Peetę a nawet sam prosił o tą wizytę.
Więc z bijącym sercem wsiadłam do samochodu.
Ale zanim udałam się do Peety odebrałam od Hannah wyniki badań zrobionych bez wiedzy chłopaka.
Byłam gotowa na spotkanie.
Tym razem przywitał mnie z uśmiechem i od razu podał list.
- Proszę przeczytaj teraz - powiedział.
Kiedy czytałam o naszym dziecku uroniłam samotną łzę.
- Mam coś dla ciebie - powiedziałam ironicznie.
Nadal był pogodny - nie dziwię się w końcu pamiętał żonę i doszedł do siebie po osaczeniu.
Rzuciłam na stół kopertę z wynikami.
Był zszokowany tym co zobaczył.
- Nie zgodziłem się na badania, kiedy zostały wykonane ? Napisałem w liście, że już pamiętam i chcę być ojcem.
- Ale nie będziesz.
- Jak to ?
- Nasze dziecko nie żyje. - odpowiadam i chowam twarz w dłoniach.
- Poroniłaś ? - widzę, że jest załamany ale nie potrafię go pocieszyć w końcu byłam tak długo z tym wszystkim sama.
- A czy tak wygląda kobieta w 14 tygodniu ? Mam płaski brzuch - odsłaniam koszulkę aby Peeta zobaczył moje żebra i kości miednicy, które mi wystają.
Przeczesuje ręką włosy i nic nie mówi.
W pewnym momencie podchodzi do mnie, klęka i przytula mnie do siebie.
- Przepraszam, że nie mogłem, nie potrafiłem cię wesprzeć.
- Jesteś chory nic nie mogłeś poradzić.
- Powinienem już dawno zacząć się leczyć i być lepszym mężem.
- Nie mogłeś pogódź się z tym walczyłeś ze skutkami osaczenia. Teraz ważne jest to, że zaczynasz pamiętać wiele rzeczy i któregoś dnia będziemy mogli żyć jak dawniej.
- Nigdy nie będziemy żyć normalnie. Nie po tym co przeszliśmy.
- Muszę iść. - zrywam się z krzesła i łapię za klamkę.
- Katniss ? - zatrzymuję się w pół kroku - Kocham cię, skarbie.
I wychodzę.
Nie mam siły nawet zapłakać bo dawno zabrakło mi łez.
To, że Peeta powoli zdrowieje i przypomina sobie co nas łączyło jest powodem do radości ale śmierć dziecka, które nosiłam pod sercem to ból jakiego nie sposób opisać.

Peeta

Wyszła bez słowa.
Nie potrafię a właściwie nie mogę jej pocieszyć.